Krótka historia o tym, jak Policja zamiata nieprawidłowości pod dywan
Kilka miesięcy temu, chwilę przed godziną 19:00, dostaję telefon od pewnej Pani, która informuje mnie, że członek jej najbliższej rodziny został zatrzymany przez Policję i przewieziony na Komisariat w Bielawie. Pani prosi aby adwokat pojechał na miejsce, wziął udział w przesłuchaniu, dowiedział się o szczegóły sprawy, pomógł „wyciągnąć” zatrzymanego z – jak się to potocznie określa – „dołka”. Pani, na moją prośbę, dostarcza mi upoważnienie do obrony (najprościej mówiąc – pełnomocnictwo do reprezentowania zatrzymanego) a ja niezwłocznie po tym, dokładnie o godzinie 19:21, dzwonię na Komisariat w Bielawie aby dowiedzieć się, kiedy odbędzie się przesłuchanie.
Musicie Państwo bowiem mieć świadomość, że przesłuchanie osoby zatrzymanej nie zawsze odbywa się bezpośrednio po zatrzymaniu. Generalnie czas stosowania zatrzymania nie może przekroczyć 48 godzin (po tym czasie musi nastąpić zwolnienie zatrzymanego); ewentualnie – 72 godzin (jeśli organ prowadzący postępowanie składa wniosek o zastosowanie tymczasowego aresztowania). Przesłuchanie nie musi być zrealizowane bezpośrednio po zatrzymaniu nawet z prozaicznych przyczyn – policjanci, pracujący w danej jednostce, zwłaszcza w godzinach wieczornych, gdy obsada jest mniejsza, mogą np. otrzymać wezwanie do innych zdarzeń, mieć do wykonania czynności w innych sprawach, powody mogą być przeróżne.
W każdym razie – o godzinie 19:21 dzwonię do KP w Bielawie i informuję dyżurnego, że nazywam się Marta Michno, jestem adwokatem, posiadam upoważnienie do obrony zatrzymanego Pana X.X. udzielone mi przez jego … (podaję rodzaj koligacji rodzinnej) i chciałabym wziąć udział w czynności przesłuchania w związku z czym pytam, czy przesłuchanie jest obecnie w toku lub czy wiadomo na którą godzinę jest zaplanowane.
Dyżurny KP w Bielawie odpowiada wówczas, że „jest w trakcie przejmowania zmiany i nie wie o której odbędzie się przesłuchanie”, informuje mnie jednak, że nie jest ono w trakcie; poleca mi ponownie zadzwonić „za pół godziny” i zapewnia, że wówczas o wszystkim mnie poinformuje.
Czekam zatem pół godziny (dokładnie 32 minuty) i o 19:53 dzwonię ponownie. Wówczas dowiaduję się, że przesłuchanie właśnie się zakończyło (!).
Jadę zatem do KP w Bielawie aby wyjaśnić zaistniałą sytuację (fizycznie pojawiam się tam krótko po godz. 20:00). Policjant traktuje mnie w sposób nieprzyjemny; ponownie stwierdza, że przesłuchanie zakończyło się jednak obecnie trwa dopełnianie formalności i zatrzymany za chwilę opuści jednostkę. Gdy próbuję dopytać o szczegóły dyżurny udaje, że nie słyszy mnie dobrze przez pleksę – zakładam zatem, że być może nastąpiło jakieś nieporozumienie i przesłuchanie zakończyło się przed godziną 19:21 tj. przed tym, gdy wykonałam po raz pierwszy telefon na Komisariat. Policjant nie chce wpuścić mnie do środka budynku (mimo, że okazałam legitymację), przez oszklone drzwi widzę oświetlony korytarz i plastikowe krzesła w poczekalni natomiast ja stoję na zewnątrz, w mikroskopijnym przedsionku. Po jakimś czasie otwierają się drzwi i wychodzi mój Klient – wówczas upewniam się, kiedy zakończyły się czynności z jego udziałem, w odpowiedzi dowiaduję się, że „właśnie przed chwilą”.
Zaprowadzam Klienta do swojego samochodu i wracam na Komisariat zwrócić dyżurnemu uwagę, że intencjonalnie mnie okłamał w odpowiedzi na co dyżurny – wyraźnie zaskoczony – podniesionym głosem mówi mi, że „nie mógł udzielić mi żadnych informacji telefonicznie ponieważ obowiązuje RODO”.
– Złożę skargę.
– To niech sobie pani składa.
Składam zatem pismo do jednostki nadrzędnej – Komendy Powiatowej Policji w Dzierżoniowie.
W odpowiedzi dowiaduję się, że (cytuję):
- zarzut, że „nie została pani dopuszczona do udziału w czynnościach procesowych nie został potwierdzony”;
- „podczas pierwszej rozmowy z panią dyżurny posiadał co prawda informacje dot. obsługiwanych zdarzeń i osób zatrzymanych jednak nie znał danych personalnych. Niezależnie od tego był zobowiązany do ich ochrony czyli zabezpieczenia przed nieuprawnionym dostępem”;
- „ostatnia z czynności procesowych została zakończona o godzinie 19:49 natomiast adnotacja na dokumencie Zgłoszenie do obrony wskazuje, że został on przedłożony dyżurnemu jednostki o godzinie 20:15”;
- „funkcjonariusz zasadnie odmówił przekazania w rozmowie telefonicznej szczegółowych danych na temat prowadzonego postępowania i osoby zatrzymanej nie mając możliwości potwierdzenia tożsamości rozmówcy”.
Konkluzja odpowiedzi na skargę jest taka, że dyżurny zachował się prawidłowo ponieważ obowiązuje RODO i „zasadnie zostałam poinformowana o tym, że żadna informacja nie może mi zostać telefonicznie udzielona”.
Problem polega jednak na tym, że nie powiedziano mi, że nie mogę telefonicznie dowiedzieć się o terminie czynności ale zapewniono mnie, że żadne czynności z udziałem zatrzymanego nie są wykonywane a za pół godziny zostanę poinformowana o dokładnym terminie przesłuchania.
Było to zatem nic innego, jak intencjonalne działanie w celu niedopuszczenia do udziału obrońcy w czynności – najpierw zostałam okłamana, że czynności nie są w toku (podczas gdy przesłuchanie już trwało lub właśnie się rozpoczynało) a ponadto zostałam zapewniona, że gdy zadzwonię za pół godziny wszystkiego się dowiem. Dla mnie oczywistym było, że tym samym mam pewną dżentelmeńską umowę z KP w Bielawie – ja czekam pół godziny, aż policjanci zakończą inne, równie ważne działania a z kolei przesłuchanie nie rozpocznie się przed poinformowaniem obrońcy o terminie czynności. W większych jednostkach tego rodzaju działanie jest po prostu oczywiste – jeśli jest zgłoszony obrońca to zawiadamia się go telefonicznie o terminie czynności nawet z kilkugodzinnym wyprzedzeniem jeśli adwokat sygnalizuje, że np. przebywa kilkadziesiąt kilometrów od siedziby jednostki, pozostaje w gotowości i po prostu potrzebuje czasu na dojazd. Niestety nie w Komisariacie Policji w Bielawie.
Przejdźmy zatem do tego rodzaju kwestii jak mają się do tego przepisy o ochronie danych osobowych, na które policjant się powołał. Czym są w takim razie dane osobowe?
Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych podaje: „zgodnie z art. 6 ust. 1 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (t. j. Dz. U. z 2002 r. Nr 101, poz. 926 ze zm.), za dane osobowe uważa się wszelkie informacje dotyczące zidentyfikowanej lub możliwej do zidentyfikowania osoby fizycznej. Osobą możliwą do zidentyfikowania jest osoba, której tożsamość można określić bezpośrednio lub pośrednio, w szczególności przez powołanie się na numer identyfikacyjny albo jeden lub kilka specyficznych czynników określających jej cechy fizyczne, fizjologiczne, umysłowe, ekonomiczne, kulturowe lub społeczne (art. 6 ust. 2 ustawy). Stosownie do ust. 3 powołanego przepisu, informacji nie uważa się za umożliwiającą określenie tożsamości osoby, jeżeli wymagałoby to nadmiernych kosztów, czasu i działań. Danymi osobowymi będą zatem zarówno takie dane, które pozwalają na określenie tożsamości konkretnej osoby, jak i takie, które nie pozwalają na jej natychmiastową identyfikację, ale są, przy pewnym nakładzie kosztów, czasu i działań, wystarczające do jej ustalenia”.
I teraz – czy informacja o godzinie przesłuchania mieści się w ogóle w kategorii danych osobowych? Oczywistym jest, że dzwoniąc do KP w Bielawie nie pytałam o nazwisko zatrzymanego (po co zresztą skoro je znałam) ani o to, za co został zatrzymany. Jest to dla mnie oczywiste, że tego rodzaju informacje nie zostałyby mi telefonicznie podane. Pytałam jedynie o termin czynności.
Ponownie podkreślam – najpierw obiecano mi informację o terminie przesłuchania „za pół godziny”, w odpowiedzi na skargę natomiast przeczytałam, że policjant „od razu poinformował mnie, że żadnych informacji – ze względu na RODO – nie udzieli mi telefonicznie”. Oczywista nieprawda.
Składam zatem skargę do Wydziału Kontroli KWP we Wrocławiu. Ponownie opisuję okoliczności zajścia.
Czego dowiaduję się z odpowiedzi na skargę?
Że „podczas pierwszej rozmowy telefonicznej – o 19:21 – w ogóle nie poinformowałam policjanta, że udzielone zostało mi upoważnienie do obrony i że nie pytałam wówczas w ogóle o termin czynności”. Po co zatem zadzwoniłam do KP w Bielawie? Rozumiem, że taka wersja wydarzeń, zgodnie z którą adwokat, nie mając nic lepszego do roboty po godzinie 19:00. wykonał połączenie do lokalnej jednostki Policji aby zapytać „co ciekawego słychać” jawi się KWP we Wrocławiu jako prawdopodobna. Powracając do pytania – po co zatem zadzwoniłam i o czym rozmawiałam z policjantem? Tego się z odpowiedzi na skargę nie dowiedziałam.
Pierwszy raz zatrudniłam się w kancelarii adwokackiej jeszcze na studiach, w 2011 r. Nieprzerwanie od 2012 r. pracuję w zawodzie, wcześniej – jeszcze podczas studiów – miałam praktyki w Prokuraturze Rejonowej w Dzierżoniowie i Prokuraturze Wojskowej we Wrocławiu. Tymczasem z pisma KWP dowiaduję się, że najwyraźniej nie potrafiłam nawet wyartykułować w rozmowie z dyżurnym, z jakiego powodu dzwonię i czego chcę się dowiedzieć skoro z rozmowy o godzinie 19:21 rzekomo nie wynikało, że zgłaszam się jako obrońca zatrzymanego, dysponując udzielonym mi upoważnieniem do obrony. Ponownie zapytam – po co zatem dzwoniłam? Czy po to aby dowiedzieć się, co słychać u dyżurnego Komisariatu Policji w Bielawie?
Tego samego wieczoru zadzwoniłam zgłosić incydent do KWP we Wrocławiu. Oficer Policji, z którym wówczas rozmawiałam odpowiedział cyt.: „mogę panią tylko przeprosić, też jestem prawnikiem i rozumiem, że to nie było właściwe”.
Podobnie zresztą – zaraz po otrzymaniu odpowiedzi na skargę od KPP w Dzierżoniowie rozmawiałam telefonicznie z Wydziałem Kontroli KWP we Wrocławiu, gdzie – po przedstawieniu sprawy – przyznano mi rację twierdząc, że cyt.: „zachowanie funkcjonariusza nie było właściwe”.
Nieoficjalnie zatem pracownicy KWP przyznają mi rację. Oficjalnie natomiast buduje się mur solidarności zawodowej. Zgodnie z art. 6 kodeksu postępowania karnego „Oskarżonemu przysługuje prawo do obrony, w tym prawo do korzystania z pomocy obrońcy, o czym należy go pouczyć”. Zgodnie z art. 42 ust. 2 Konstytucji RP „Każdy, przeciw komu prowadzone jest postępowanie karne, ma prawo do obrony we wszystkich stadiach postępowania. Może on w szczególności wybrać obrońcę lub na zasadach określonych w ustawie korzystać z obrońcy z urzędu”.
Tymczasem odpowiedzi pisemne na skargę zawierają oczywistą nieprawdę, problem zamiatany jest pod dywan, dowiaduję się, że właściwie to nie wiadomo po co dzwoniłam po godzinie 19:00 do KP skoro nie informowałam przy tym, że mam upoważnienie do obrony i zgłaszam swój udział w przesłuchaniu Klienta. Na marginesie proszę jeszcze zwrócić uwagę – tej treści stwierdzenie znalazło się dopiero w piśmie KWP we Wrocławiu. Z kolei Komenda Powiatowa Policji w Dzierżoniowie twierdziła, że policjant od razu poinformował mnie (już o godzinie 19:21) że przez telefon nie może mi nic powiedzieć. Dopiero – gdy w piśmie do KWP – wypomniałam, że informacja o terminie czynności nie mieści się w pojęciu danych osobowych i nie podlega pod przepisy RODO wersja uległa cudownej przemianie i nagle okazuje się, że problem polegał na tym, że prawnik z 10-letnim stażem nie potrafił wyjaśnić, po co właściwie dzwoni do jednostki. Po co zatem kazano mi dzwonić za pół godziny skoro rzekomo już w pierwszej rozmowie – w zależności od wersji – albo odmówiono mi w ogóle podania jakichkolwiek informacji z powołaniem się na RODO lub – wedle wersji alternatywnej – nie wiadomo było w zasadzie kim jestem i czego potrzebuję?
Teraz proszę wyobrazić sobie następującą sytuację – wyjętą z mojej praktyki zawodowej. Klient zostaje zatrzymany w Świdnicy na zlecenie Komendy Miejskiej Policji w Legnicy. Upoważnienia do obrony udziela mi jego żona. Dyżurny KMP w Legnicy – na moją telefoniczną prośbę o zawiadomienie o terminie przesłuchania – wykrzykuje mi do słuchawki, że obowiązuje RODO i nie zostaną mi udzielone żadne informacje. Wykonuję połączenie ponownie i dowiaduję się, że dopóki nie dostarczę upoważnienia do obrony („pełnomocnictwa”) w oryginale niczego się nie dowiem.
Nawiasem mówiąc wiecie Państwo, co wówczas się dzieje? Wykonuję telefon interwencyjny do Wydziału Kontroli KWP we Wrocławiu (tego samego, który aktualnie uważa, że pracownik KP w Bielawie postąpił prawidłowo) i zgłaszam problem. Po 5 minutach dzwoni funkcjonariusz z Legnicy i pyta, jakich informacji potrzebuję a następnie przekazuje mi je bez żadnego problemu.
Spójrzcie Państwo zatem na taką rzecz – jak Policjanci wyobrażają sobie technicznie kwestię dostarczenia przez obrońcę upoważnienia do obrony w sytuacji nagłej? Nawiązując do podanego przykładu – moje Kancelarie znajdują się w Dzierżoniowie i Świdnicy a zatem kilkadziesiąt kilometrów od Legnicy. Jak większość adwokatów nie spędzam całych dni w biurze – od rana do godziny 15:00 jestem w sądach na rozprawach, popołudniami przyjmuję Klientów. Nie ma takiej fizycznej możliwości abym wskoczyła w auto i jechała do Legnicy dostarczyć dokument upoważnienia do obrony w oryginale tylko po to aby dowiedzieć się np. że przesłuchanie jest planowane tego samego dnia za 7 godzin albo w dniu następnym (ewentualnie jeszcze w kolejnym bo jest i taka możliwość). A co w sytuacji gdyby Klient został przewieziony do Gdańska? Czy również musiałabym fizycznie wieźć upoważnienie do obrony ryzykując tym, że po prostu nie zdążę i Policja na mnie nie zaczeka?
W Prokuraturze nie ma takich problemów. Nigdy nie miałam żadnego problemu z telefonicznym zgłoszeniem upoważnienia do obrony. Ani w prokuraturze rejonowej, ani okręgowej ani nawet w Prokuraturze Krajowej. Zgłaszam się, informuję, że dysponuję upoważnieniem do obrony i albo jestem od razu informowana, że przesłuchanie odbędzie się np. o godzinie X tego samego dnia albo, że nie jest jeszcze znana godzina przesłuchania i będę z wyprzedzeniem telefonicznie powiadomiona o terminie czynności. Więcej – jeśli sygnalizuję, że np. nie jestem w stanie dojechać na czynności o wyznaczonej godzinie jestem w stanie bez problemu ustalić z Prokuratorem przesunięcie godziny. Po prostu tam występuje coś takiego jak wzajemny szacunek między Prokuratorem a obrońcą, profesjonalizm.
Tymczasem na Policji nie tylko traktuje się – za przyzwoleniem przełożonych – adwokatów jak „zło konieczne”, kogoś, kto niepotrzebnie przeszkadza w czynności ale więcej – w odpowiedzi na złożone skargi zmienia się wersje przebiegu wydarzeń w zależności od potrzeb czego efektem jest prawdziwe kuriozum – stwierdzenie, że adwokat zgłaszając się w charakterze obrońcy właściwie sam nie wiedział o co mu chodzi.
A Państwo, jak odbieracie opisaną sytuację?